Kreatywność twórców gier potrafi porażać. Niekiedy nie z powodu wyjątkowo dobrze pomyślanej rozgrywki lub wciągającej fabuły. Zdarza się i tak, że jesteśmy raczeni szaleństwem autora i jedyne o czym myślimy to: "co on ćpie?" W takie gry wbrew pozorom również gra się z przyjemnością. Przecież nic tak nie wciąga jak rycie sobie psychiki...
10. Naughty Bear – Pluszowy misio mordujący inne pluszowe
misie. Na jego widok Koralgol spieprzałby tam, gdzie plusz rośnie (pewnie jakaś Tajlandia). Jeśli Twoje dziecko lubi ssać siekierę zamiast smoczka, to jest to pozycja obowiązkowa. Daj mu tę grę, a gwarantujemy, że wyrośnie na całkiem niezłego psychopatę.
9. Flower – Najbardziej niezwykły symulator jaki kiedykolwiek powstał. Bo czy kiedyś mieliście szansę kierować płatkami kwiatów? Nie sądzę. Na początku uspokaja i koi zszargane nerwy. Po godzinie zaczniesz rzucać padem i niczym Brunon K. planować atak terrorystyczny na siedzibę ekipy stojącej za tą nietuzinkową pozycją. Jedno trzeba jednak jej oddać, wygląda fenomenalnie.
8. Conker’s Bad Fur Day – W przypadku tej gry nie możemy mówić o polityce family friendly wielkiego N. Sympatyczna wiewiórka pokazana na okładce, którą mogli kierować się rodzice przy zakupie jej swoim pociechom na N64 okazała się zapijaczoną i zdegenerowaną wersją Chipa i Dale'a. Niczym Odyseusz naszym zadaniem było wrócić do żony i przeżyć spotkanie z Fekalnym Potworem i hordami nazi-misiów.
7. American McGee’s Scrapland – Doskonały przykład twórczości tego gościa. American McGee posiada genetyczną niezdolność do stworzenia gier normalnych. Niezłomnie zatem tworzy produkcje poryte, często do granic możliwości, bardzo często ze znakomitym efektem.
6. Robot
Unicorn Attack Evolution - To ledwie gra flashowa, ale nie było opcji, żeby tu nie trafiła. Najpierw gramy jednorożcem, któremu z dupy leci tęcza. Gdy nam się powiedzie - zmieniamy się w pandorożca, któremu z dupy leci tęcza. Następnie w wilkorożca, któremu z dupy leci tęcza. Później - w gorylorożca, któremu... sami się domyślcie. Kończy się bodajże smokorożcem. I tak, też tęcza.
5. Katamari
Damacy -Przybywając na Ziemię z rozkazu Króla Wszechświata (z dywanem zamiast głowy) jako jego wierny sługa (też dywanogłowy) dostajemy za zadanie zbierać wszystko, co wpadnie nam w ręce. A robić to będziemy tocząc się po miastach niczym wielka śniegowa kula. Gra dla lubiących dużo kolorów kleptomanów.
4. The
Neverhood - Jedna z najlepszych przygodówek w historii. Przy okazji - jedna z najbardziej odjechanych. Niech poniższa cutscenka posłuży za dowód.
3. Curiosity - Peter Molyneux. Właściwie nic więcej nie musielibyśmy tu pisać - w końcu to największy (i przy okazji samozwańczy) "wizjoner" w branży. Gra polega na stukaniu w ekran smartfona w celu rozpiżdżenia pikselowej kostki. Dziesiątki tysięcy osób w tym samym czasie wali w swoje telefony, żeby zobaczyć, co jest w środku wirtualnej kostki. Nie wiemy, na jakim tripie trzeba być, żeby nie wyłączyć tego po paru sekundach. Chyba, że to po prostu wyższy poziom prokrastynacji, którego jeszcze nie ogarnęliśmy.
2. Street
Cleaning Simulator - To, że symulatory wszystkiego (farmy, ciągnika, dźwigu, budowlańca, lachociąga), co się nawinie, to pomyłka ewolucyjna, to jedna sprawa. Zupełnie odrębną kwestią pozostaje wyróżniona tu produkcja, której ekipa musiała przeżywać bardzo ciężkie chwile. Tak śmiesznych bugów dawno nie widzieliśmy. Pozdrowienia dla Rinta, który podrzucił nam ten filmik.
1. RapeLay - Japonia. Japończycy. Gra, w której wcielamy się w prześladowcę nachodzącego i gwałcącego inne japońskie rodziny. Więcej chyba nie trzeba dodawać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz